so(CZYSTOŚĆ) figi czyli o sztuce dawania sobie przyjemności

Są takie momenty, że mam ochotę na chwileczkę zapomnienia. Sięgam wtedy po ulubione różowe pudełeczko, które trzymam w szafce przy łóżku.

W brzuchu czuję miłe łaskotanie i wiem, że już za moment to uczucie rozleje się po całym ciele, od palców u stóp, aż po końcówki rozrzuconych na poduszce włosów. Ze środka wyciągam bawełniany woreczek z delikatnym, roślinnym nadrukiem. Powoli rozsuwam sznurek i moja dłoń trafia na lekko zimny, przyjemnie gładki kształt. Wyciągam go i oglądam pod słońce, mrużąc oczy. Jest piękny. Zachwyca rzeźbiarską, elegancką formą. Doskonale leży w dłoni, niemalże się z nią stapiając. Idealne wyważenie i proporcje pozwalają na bogaty wachlarz gestów. Jak dzieło sztuki — inspiruje do uważnego zanurzenia się w swoje wnętrze. Bez pośpiechu, oddychając głęboko, sprawdzając wrażenia z wielu perspektyw i ujęć. Niby spotkanie cielesnych obłości, ale jednak pod różnym kątem.

Eksperymentuję. Smakuję chwile i oba końce tego słodkiego owocu. Odkrywam, że Figa smakuje wspaniale zarówno na słodko jak i na ostro. Potrafi niesamowicie rozgrzać, ale trzymana w lodówce, dostarczy zaskakująco świeżych doznań. W dalszych poszukiwaniach i eksploracjach ogranicza mnie tylko moja wyobraźnia. Sprawczości jest w moich rękach i coś przeczuwam, że efekty mogą przerosnąć moje oczekiwania.

Dziękuję Figo, moja przyjaciółko-artystko.

Z czułością,

 Ja